16.02.2011

Can Touch Disc 2011


Nowy rok, nowe postanowienia, nowe cele, nowe turnieje…

Jednym z nich był ‘Can Touch Disc’ w małej miejscowości Hajdúböszörmény na Węgrzech w formule OPEN. Zebraliśmy optymalny skład i ruszyliśmy do Magyarów, na których terenie zawsze byliśmy klasyfikowani wysoko. Po piątkowym wypoczynku w jakże relaksującym SPA w sobotę czekały na nas cztery, wydawało by się intensywne mecze. W grupie graliśmy z węgierskimi drużynami: Gyerejólesz!, MUF oraz Freebees i w sumie żadna z drużyn nie przysporzyła nam jakiś większych kłopotów i spokojnie wygraliśmy te mecze. Na koniec dnia graliśmy z gospodarzami Díszkanál, z którymi wygraliśmy rożnicą 12pkt. Z bilansem 4-0 zakwalifikowaliśmy się do półfinału, gdzie czekała na nas wymagająca drużyna „Hallodigaz-e?”, z którą jeszcze nigdy nie wygraliśmy. Mocno skoncentrowani podeszliśmy do tego meczu i od początku narzuciliśmy styl gry. To przeciwnicy popełniali błędy a my zdecydowanie ograniczyliśmy straty i udało się wyjść na 3 pkt prowadzenie. Przy takim wyniku staraliśmy się kontrolować przebieg spotkania i tak też zostało do końca. Wygraliśmy 12-8 a Węgrzy byli zdecydowanie nie pocieszenie faktem pierwsze porażki z polskim zespołem, no ale cóż taki jest sport.
Pozostał tylko albo i aż finał ze znanym nam austriackim zespołem, występującym pod szyldem JJRR. Podobnie jak w meczu z Hallodigaz-e? chcieliśmy narzucić styl gry, by później kontrolować spotkanie, niestety było zupełnie odwrotnie. Fatalne indywidualne błędy w ataku jak i w obronie spowodowały, że na początku spotkania przegrywaliśmy już 1-6. Nie wpadliśmy w panikę i coś drgnęło w drużynie przy wyniki 3-9. Zdobyliśmy punkt a Austriacy wzięli taktycznie time-out. Wynik 4-9, pięc minut do końca spotkania i przeciwnicy zaczęli się gubić. Złe podania ze strony JJRR, mocna obrona z efektownymi zbiciamy i po końcowej syrenie zdobywamy punkt na 9-9! Last point... Austriacy wymieniają podania między sobą, jeden z nich ratuje dysk slidem po parkiecie, chwile później faul w środku boiska, który zatrzymał gre. Brejkujący hammer do strefy, rozpaczliwy layout w obronie i niestety przegrywamy drugi już w naszej historii finał na Węgrzech, tym samym wynikiem 9-10. Bardzo ciepłe słowa od strony organizatorów oraz publiczności w naszym kierunku za walkę, bo zrobiliśmy niezłe widowisko, ale szkoda, szkoda, bo mogliśmy wygrać swój pierwszy turniej w kategorii OPEN. Ale nie wyjechaliśmy z Węgier bez wygranej… na pocieszenie nasz zespół był najszybszy w sobotnim beerrace :)
Grali z nami: Tom, Karpiu, Wagi, Lobo, Boru, Żyłka, Bartek, Ligor, Szym oraz Maciek z Furious Goats