16.03.2010

European Ultimate Championship Finals London 2009

Klubowe Mistrzostwa Europy we Frisbee Ultimate… na możliwości pojechania na imprezę takiej rangi, nie jednemu zawodnikowi Ultimate w Polsce opadła by mocno szczęka… Nam, drużynie Spirit on Lemon to się udało! 70 drużyn, ponad 1300 zawodników z całej Europy, 22 pełnowymiarowe boiska – tego właśnie doświadczyliśmy w Londynie. Jako pierwsza drużyna w Polsce, wyruszyliśmy we wtorek, 22 września 2009 na podbój Europy....



MISTRZOSTWA EUROPY LONDYN 2009

XEUCF





Mocno niewyspani spotkaliśmy się świtem na lotnisku, jednak na twarzy każdego z nas widniał szeroki i szczery uśmiech - zaczęło się odliczanie do wylotu. Nieco po 8.00 byliśmy już po odprawie na londyńskim lotnisku Luton i czekaliśmy na towarzyszy z Warszawy (Ewę, Szatana i Rogala), którzy wylądowali kilkanaście minut po nas, pierwsze zdjęcia, oczekiwanie na busa i przed południem byliśmy już zakwaterowani w domkach, niedaleko lotniska Heathrow. Nie tracąc czasu zebraliśmy cała ekipę i wyruszyliśmy do centrum. Po całodniowym zwiedzaniu, spotkaliśmy się wszyscy razem na pysznym Guinnesie i ostatnim pociągiem metra odjechaliśmy do siebie, nikt po dość wyczerpującym dniu nie miał problemu z zaśnięciem.


Jak się później okazało nikt też ze wstawaniem problemów mieć nie powinien, ponieważ już od 6.00 co chwilę nad naszymi domkami startowały samoloty, chcąc czy nie chcąc robiąc trochę szumu. Poranny prysznic, śniadanko, szybka rozkminka dojazdu na boiska i po 12 byliśmy już przebrani, gotowi do treningu na jednym z przygotowanych już wcześniej przez organizatorów boisk. Według naszych skromnych opinii stan boisk mógłby być troszkę w lepszym stanie, głównie mamy tu na myśli ‘miękkość’ murawy, ale nie przejmowaliśmy się tym zbytnio i rozpoczęliśmy trening. Powtórka taktyki, rozgrzewka, drille, mocne testowanie obrony strefowej, to główne czynniki nad którymi skupiliśmy się na jedynym treningu przed czwartkiem. Po 4 godzinnym treningu postanowiliśmy skorzystać z sytuacji, że znajdujemy się w stolicy Wielkiej Brytanii i ponownie wybraliśmy się do centrum. Wagi, Slobo, Tom, Sówka, Boru i Ligor wybrali się na pucharowy mecz Chelsea, reszta natomiast zwiedzała urocze zakątki Londynu. Londyn późnym wieczorem okazał się być pięknym miejscem, podświetlane London Eye, Waterloo Bridge, czy wkońcu duży Benek zrobiło na nie jednym z nas wrażenie. Niestety co dobre szybko się kończy, znów musieliśmy uciekać na ostatni pociąg metra i postarać się szybko zasnąć przed czwartkowym, naszym pierwszym meczem na Klubowych Mistrzostwach Europy.

Obudziło nas słońce, które jak się później okazało towarzyszyło nam praktycznie przez całe mistrzostwa, zebraliśmy się szybko i busem udaliśmy się na boiska, by zjeść obfite śniadanie. Zaraz na początku miły gest od organizatorów, każdy z nas otrzymał pamiątkowy dysk, pomocną mapkę i terminarz. Pierwszy mecz mieliśmy dopiero o 12.30, toteż mieliśmy dużo czasu na podglądanie innych drużyn, oglądanie Ultimate na wysokim europejskim poziomie. Nikt z drużyny nie wytrzymał bezczynności i wykorzystując każdy wolny skrawek zieleni zaczęliśmy rzucać. Na 30min przed rozpoczęciem naszego pierwszego meczu, zarządziliśmy mocna rozgrzewka i czekaliśmy już tylko na jedno… na sygnał rozpoczynający nasz pierwszy, historyczny mecz na Mistrzostwach Europy z niemiecką drużyną Sugar Mix. Rozpoczęliśmy od obrony, Wagi mocno wyrzucił dysk w strefę drużyny przeciwnej, a reszta ruszyła z impetem na połowę przeciwników. Jak się okazało po chwili handlerzy nie wymienili ani jednego podania, ponieważ Żyłka przeciał je, będąc bardzo blisko zdobycia callahana. Szybkie wznowienie Toma i pierwszy punkt zdobył Bart… Początek spotkania bardzo nerwowy po obu stronach, a wynik był na remisie. Niestety później było już tylko gorzej… perfekcyjnie postawiona strefa przeciwników praktycznie nie pozwalała nam na nic, a z drugiej strony oni nie mieli problemów ze zdobywaniem punktów, dodatkowo Tom doznał jak się później okazało poważnej kontuzji kolana i na resztę meczów Mistrzostw patrzył jedynie z ławki. Po 90minutach gry odnieśliśmy sromotną porażkę 15:3. Następny mecz graliśmy z mixowym mistrzem Irlandii drużyną „Jabba The Huck”, która szczerze powiedziawszy nie zachwyciła nas gra w swoim pierwszym meczu, który oglądaliśmy. Do meczu jednak podeszliśmy maksymalnie skoncentrowani i nie lekceważyliśmy w żaden sposób przeciwnika. Po pierwszych minutach gry Jabba nie okazała się być słaba, stawiając twardo opór naszej drużynie. Praktycznie przez całą pierwszą połowę wynik był na styku i żadna z drużyn nie mogła odejść na większą ilość punktów. W drugiej odsłonie spotkania po kilku błędach przeciwników i konsekwentnych ofensywnych akcjach naszej drużyny udało się wyjść na spokojne 4-5 punktowe prowadzenie, które nie oddaliśmy już do końca spotkania. To był historyczny mecz dla polskiego ultimate w którym to zanotowaliśmy pierwszą wygraną w Klubowych Mistrzostwach Europy. Wygrana dodała nam skrzydeł i z niecierpliwością czekaliśmy na piątkowe spotkania. Wieczorem większość z nas została na pokazowy mecz Clapham ze Skos przy sztucznych światłach, gdzie mogliśmy podziwiać Ultimate na niesamowicie wysokim poziomie. Troszkę zmęczeni wracaliśmy do domków, gdzie czekało już na nas ciepełko i piwko. W piątek wstaliśmy troszkę wcześniej niż ostatnio, ponieważ już o 9. graliśmy mecz z drużyną złożoną z najlepszych graczy z Finlandii. Niesamowicie zmotywowani zaczęliśmy ten mecz, lecz tylko na takich słowach się zakończyło, kilka nie wymuszonych błędów i Finowi odskoczyli nam na 4 punkty. Z biegiem czasu przeciwnicy najwyraźniej się rozluźnili, bo zaczęli popełniać podobne co i my błędy. Zaczęliśmy bardzo mozolnie odrabiać straty i w samej końcówce postawić wszystko na jedną kartę. Niestety. UFO, bo tak brzmiała nazwa naszych oponentów skończyła dwie akcje zakończone punktem i musieliśmy schodzić z murawy po raz drugi pokonanym. Troszkę zdołowała nas ta przegrana, bo była szansa, zwłaszcza, jak później się okazało finlandzka drużyna sklasyfikowana została na 8. miejscu. Czekaliśmy na ostatni mecz grupowy tego dnia i wiedzieliśmy, że zdobyć choć kilka punktów przeciwko brytyjskiej drużynie BAF będzie bardzo ciężko. Zagraliśmy na luzie, bez nie potrzebnej spinki i zagraliśmy całkiem przyzwoicie, pokazując dobry defens. Na koniec spotkania MVP meczu dostał Rogal, oraz mocno wyróżniona przez przeciwników została Doro. Mieliśmy mało czasu, by przygotować się do walki w meczu o miejsca 13-16 z niemiecką drużyną Eintracht Frankfurt. Średnia wieku przeciwnika była grubo po 30-tce, lecz jak się później okazało, to doświadczenie zaowocowało. Ze zdobywaniem punktów longami nie mieliśmy problemu, bo w swojej drużynie mamy wielu szybko biegających zawodników, lecz z ataku pozycyjnego wypadaliśmy nieco słabiej. Liczne błędy przy rozgrywaniu, brak konsekwencji przy obronie strefowej spowodowało, że to Niemcy zdobyli więcej punktów w tym spotkaniu i niestety wygrali. Dobry Spirit ze strony przeciwników po zakończeniu meczu: przez nikogo nie rozumiana piosenka, no i oczywiście przekazanie koszulki NO BRAIN ?. Tak czy siak, rozchodziliśmy się z mocno spuszczonymi głowami w dół. Wieczór stawał się być coraz to zimniejszy i tylko nieliczni z naszej grupy pozostali na meczu Thunderinga z Outsitters, reszta wróciła na zasłużony odpoczynek do domku. Piątkowy wieczór minął spokojnie. W sobotę mieliśmy do rozegrania tylko jeden mecz, jak się okazało z estońską drużyna Tallin, z która przegraliśmy w lipcu w Pradze. Padło hasło - ‘dzihad’, my wiedzieliśmy jak trzeba zagrać po takich słowach wypowiedzianych przez Toma, który z racji kontuzji przejął rolę naszego trenera, i zdecydowanie liczyliśmy na słodką zemstę. Mecz graliśmy o 14.40 przy bardzo słonecznej pogodzie oraz lekkim wietrze. Mocna rozgrzewka przygotowana przez Rogala, wspólna motywacja i zaczęło się… A zaczęło się od mocnego uderzenia z naszej strony - 4-1. Graliśmy bardzo rozsądnie, a drużyna przecina popełniała nie wymuszone błędy. Całe spotkanie przebiegało pod nasze dyktando, lecz chwilami Estończycy doskakiwali na 1 punkt. Po ostatniej akcji, kiedy do Wagi rzucił longa w poprzek boiska, pięknym biegu Rogala, walce w powietrzu o dysk i wreszcie pewnym chwycie, cieszyliśmy się ze zwycięstwa co najmniej jakbyśmy te Mistrzostwa wygrali, byliśmy dumni z siebie i naszej postawy. Mecz strasznie nerwowy z obu stron, liczne nie domówienia, zwłaszcza ze strony pewnej niskiej blondyneczki, ale na sam koniec przybiliśmy sobie ‘piątki’ i wszystko wróciło do normy. Zaraz po nas grały nasze czeskie sąsiadki występujące pod nazwą Hot Beaches, którymi mocno kibicowaliśmy, niestety przegrały w walce o finał. Na koniec dnia mecz pokazowy, gdzie drużyna Chevron znów pokazała Ultimate na światowym poziomie, a my powoli zaczęliśmy myśleć o wieczornej imprezie. Wszyscy zawodnicy Mistrzostw spotkali się w zamkniętej tylko dla nas kręgielni, gdzie przygrywał DJ. Impreza miała raczej charakter bardziej rozmowy niż szaleństwa, bo wielu z nas było już tymi mistrzostwami dość zmęczona, choć oczywiście kilku zostało do późnej nocy ?. Niedzielny poranek był dla wielu z nas bardzo ciężki… czy to za sprawą sobotniej imprezy, czy za sprawą wirusa, którego rozprzestrzeniła przypadkiem Gosia. Z lekkimi klapkami na oczach wyruszyliśmy na boiska, by o 9. zagrać ostatni mecz o 17miejsce z brytyjską drużyną EMU. Pierwsze 10.min to istne dochodzenie do siebie i odnajdywanie swojej pozycji na boisku, przeciwnik nie grał rewelacyjnie, zdecydowanie był do ogrania. Mecz raczej na styku z delikatnym wskazaniem na drużynę z UK, brakowało nam w tym meczu handlerów, którym od tego twardego podłoża odnawiały się kontuzje, z resztą wielu z nas grało z grymasami bólu na twarzy, jednak nie poddawaliśmy się i walczyliśmy. Na 20 minut do końca spotkania jeszcze nie wszystko było stracone, lecz wtedy drużyna przeciwna grała jak z nut zdobywając kluczowe punkty, a nam chyba brakło już wiary w zwycięstwo i niestety przegraliśmy ten mecz. Po ostatnim meczu miała miejsce przemowa naszego kapitana – Barta. Bartek podziękował nam za trzy lata pracy, zabawy, wspólnie spędzonego czasu i oficjalnie zrezygnował z funkcji kapitana drużyny. Czas pokaże kto zajmie jego miejsce... Na głównym boisku odbywały się finały poszczególnych kategorii, które bacznie obserwowaliśmy, lub przynajmniej staraliśmy się, bo wielu z nas ze zmęczenia nie dała rady, udając się na małą drzemkę. Nikomu jednak oko nie zamknęło się na finałowym meczu kategorii open, gdzie drużyna Chevron po fascynującym i bardzo emocjonującym meczu wygrała ze Skogs 15-13. Na sam koniec krótka, aż tak bardzo nie zachwycająca ceremonia organizatorów i wszyscy rozeszliśmy się do swoich hoteli

Klubowe Mistrzostwa Europy były dla nas wielkim przeżyciem. Mamy nadzieję że daliśmy przykład innym polskim drużynom, że można zagrać na imprezach tej rangi. Życzymy wszystkim aby mieli okazje kiedykolwiek zagrać na takiej imprezie i przeżyć emocję które się z tym wiążą… bo nie ma nic piękniejszego!

High Five!

Brak komentarzy: