3.01.2011

Mistrzostwa Polski Ultimate Frisbee 2010 - opis

Mistrzostwa Polski Ultimate Frisbee Sosnowiec 2010! Ach co to był za turniej!


Dwa dni grania na czterech pełnowymiarowych boiskach, 16 polskich drużyn, pełnowymiarowe mecze, Staff przy boiskach, statystyki, wspaniała sobotnia impreza, rywalizacja, emocje, pasja, spirit oh the game! To wszystko i jeszcze wiele innych rzeczy ciśnie się na usta kiedy myślimy o tym turnieju!

Jako gospodarze stanęliśmy przed podwójnie trudnym zadaniem. Chcieliśmy zorganizować świetny turniej, a przy okazji jak najlepiej zaprezentować się sportowo!

Mistrzostwa Polski rozpoczęły się od piątkowego losowania grup. Ceremonia odbyła się na Welcome Party w obecności większości zawodników. Grupy losowali kolejno Tom (Spirit on Lemon), Ewa (Prezes PSGU), Szatan (Selekcjoner reprezentacji Polski), Maciek (asystent selekcjonera). Podniosła atmosfera i emocje związane z losowaniem udzieliły się wszystkim uczestnikom. Nam los nie sprzyjał. Trafiliśmy chyba do najsilniejszej grupy trafiając na najmocniejsze drużyny drugiego i trzeciego koszyka. Sobotnią rywalizację mieliśmy rozpocząć meczem ze Zdobywcami Oskarów, by kolejno zagrać z BC Kosmorasz i Warsaw Phoenix. Niezależnie od tego jak silni byli rywale nasz cel był tylko jeden! Wygrać grupę! Ogień!

Sobota przywitała nas słońcem. Idealna ultimejtowa pogoda utrzymywała się przez cały dzień. Lekki wiaterek kręcił dyskiem raz w jedną raz w drugą stronę, a słońce z każdą godziną wzbijało się coraz wyżej. Nasz pierwszy mecz to mimo wszystko bardzo duże zdenerwowanie z obu stron. Mimo naszego doświadczenia zdarzyło nam się podczas tej gry zbyt dużo prostych, niewymuszonych błędów. Śliski od rosy dysk dość często upadał nam na ziemię w sytuacjach kiedy zwykle nie mamy z tym takich problemów. Na szczęście silną obroną zmusiliśmy rywali do jeszcze większej ilości błędów. Mocna obrona strefowa 3-3-1 z silnym i dobrze ruszającym się „Cupem” okazała się kluczem do sukcesu. Pod presją strefy rywale decydowali się na niedokładne i nerwowe rzuty które często upadały na ziemię. Ostateczny wynik meczu to 15-7. Drugim grupowym rywalem było BC Kosmorasz. Początkująca drużyna z Warszawy nie miała szans przeciwstawić się pomału rozpędzającej się naszej „maszynce”. Nad naszymi młodszymi przeciwnikami górowaliśmy wiekiem, siłą, umiejętnościami i doświadczeniem. Nie znaczy to jednak że rywale nic nie zaprezentowali. Bardzo ładny i cierpliwy handling, spokojny swing, czy wyjścia do dysku po cut-cie. Wszystko to robili bardzo fajnie. Zabrakło im jednak doświadczenia i ogrania. Spokojnie wygraliśmy 15-1. Ostatni grupowy mecz z Warsaw Phoenix był meczem o pierwsze miejsce w grupie! Warsaw Phoenix prezentuje sobą to co niektórzy określają jako najlepsze w grach zespołowych. To wybuchowa mieszanka graczy bardzo doświadczonych i zawodników młodych, wybieganych i bardzo szybko uczących się. Siłę tej drużyny najłatwiej zobrazować pisząc że grają tam tacy zawodnicy jak Adam, Joda, Luka czy selekcjoner kadry narodowej Szatan. Do meczu podeszliśmy z najwyższym skupieniem i szacunkiem dla przeciwnika. Rozpoczęliśmy szybko od mocnego uderzenia! W trakcie trzech pierwszych minut duety Tom - Szym i Bart - K-see wyprowadziły nas na dwupunktowe prowadzenie. Warsaw jednak nie rezygnowało doprowadzając do remisu po dwa. Potem graliśmy punkt za punkt do stanu po cztery. Dziewiąty punkt tego meczu był zdecydowanie przełomowy. Cały punkt trwał 20 minut i 17 sekund. Kilka dobrych obron z obu stron zapobiegło łatwym zakończeniom. Obie będące na boisku siódemki były maxymalnie zmęczone i coraz częściej szukały prostych rozwiązań aby długim rzutem zakończyć tę morderczą walkę. To nam jednak udało się zdobyć ten punkt. Szybkie „give-and-go” handlerow pomiędzy zmęczonymi przeciwnikami i asysta do Slobo. To był zdecydowanie przełomowy moment meczu. Nam dodał wiatru w żagle przeciwnikom podcięło to skrzydła. Zdobyliśmy trzy kolejne punkty by ostatecznie wygrać mecz 11-8. Wygraliśmy tym samym całą naszą grupę. W ćwierćfinale los skojarzył nas z wrocławską drużyną Odpalamy WD. Play-offs czyli przegrywający odpada. Emocje zaczęły się już na poważnie. Mecz okazał się jednak dla nas łatwiejszy niż się spodziewaliśmy. Ponownie mocna obrona strefowa dała się we znaki przeciwnikom. Próby daleki „hucków” pewnie kasowali Żyłka i Boru. Wykorzystywaliśmy straty przeciwników kończąc większość akcji punktem. Nie mieliśmy żadnych problemów w ataku. 100% - owa skuteczność w offensie jest tego najlepszym dowodem. W blasku zachodzącego słońca wygraliśmy 17-7. Plan minimum zrealizowany. Pierwsza czwórka i niedzielna walka o medale! Poza nami do półfinałów awansowali Cool Flights z Gdańska, Furious Goats z Poznania i broniący Mistrzostwa Grandmaster Flash z Warszawy. Bardzo przyjemnym akcentem wieczoru była pyszna kolacja z czerwonym winem. Wieczorem całe polskie środowisko Ultimate spotkało się na „biało-czerwonym party”! Mimo sportowej rangi Mistrzostw Polski drużyny nie zapomniały że we Frisbee Ultimate równie ważne jak gra jest zabawa i dobra atmosfera! Na długo zapamiętamy szalony Beer Race wygrany przez Groszarda z Furious Goats.

W niedzielny poranek nie było już czasu na żarty i zabawę. W walce o finał przyszło nam stanąć przeciwko broniącej tytułu drużynie Grandmaster Flash. Koncentracja i skupienie malowały się na twarzach naszych zawodników. Byliśmy świadomi jak blisko a zarazem, jak daleko jesteśmy od celu, którym było dla nas Mistrzostwo Polski. Mimo całego naszego skupienia (focus) mecz zaczął się dla nas fatalnie. Dwie proste straty i było już 3-0 dla „Grandmasterów”. Stawka meczu nie pozwalała jednak nam rezygnować. Grając niemal cały czas „powerplay” udało nam się doprowadzić do stanu 4-4. Kryliśmy indywidualnie mam - to - man prowokując rywali aby rzucali longi. Taktyka ta sprawdzała się raz lepiej raz gorzej. Zawiedliśmy w ataku. Zbyt duża ilość strat nie pozwoliła nam grać punkt za punkt. Być może to wina zbyt wąskiego składu lub po prostu presji i bardzo dobrej obrony rywali. Nie poddaliśmy się jednak walcząc do końca o każdy najmniejszy punkt. Tym razem przeciwnik okazał się lepszy. Ważne jest to, że mimo ogromnej stawki meczu obie drużyny prezentowały wysoki spirit of the game. Kontrola własnych emocji, przyznawanie się do przewinień, szacunek i dobra atmosfera. Nie pozostało nam nic innego jak przełknąć gorycz porażki i życzyć GeeMeFom powodzenia w finale.

Nie udało nam się zrealizować naszego planu. Większość z nas była mocno zawiedzionych. Nosy na kwintę i marsowe miny. Emocje wzięły górę. Bardzo ciężko było zmobilizować się na mały finał przeciwko Cool Flights. Na szczęście mieliśmy ponad dwie godziny aby ponownie poukładać sobie wszystko w głowach i zdobyć motywację do walki. Właśnie motywacją była najważniejsza w tym meczu. Po 360 minutach walki w tym turnieju mocno zaczęło się też odzywać zmęczenie. Kilku naszych zawodników wyeliminowały także kontuzje. Nasz przeciwnik Cool Flights z Gdańska to silna, dynamiczna, robiąca stały progres drużyna. Wydawało nam się jednak, że ich największym atutem będzie wiek ponieważ średnio są od nas o 10 lat młodsi. Mecz ten toczył się przy padającym deszczu. Od samego początku grany był punk za punkt. My konsekwentnie broniliśmy strefą 3-3-1. Przeciwnicy „mam-to-man”. Walka w obronie była iście mordercza ale opłacalna. Handlerzy Cool Flights do znudzenia „swingowali” aby pozbawić nasz „Cup” resztek sił. Kilka razy jednak udało się na nich wymusić nieprzygotowany rzut do przodu co w konsekwencji przynosiło stratę i możliwość kontry. Był to dla nas mecz na wyniszczenie. Zostawiliśmy na boisko całą naszą siłę, wiarę i pasję. Każdy z nas dał z siebie więcej niż 100 %. Na zawsze zapamiętam spojrzenia moich kolegów i koleżanek wyrażające ogromne zmęczenie i jeszcze większą chęć walki. Bezcenne!

Do stanu 10-10 mecz był równy z delikatnym wskazaniem na nas. Udawało nam się odskoczyć na dwa- trzy punkty po czym Cool Flights doganiali nas na remis. Po 67 minutach był remis 10-10. Wtedy okazało się że to co miało być siłą naszych młodszych rywali okazało się naszym atutem. Kondycja, wytrzymałość i wola walki! Od stanu 10-10 zdobyliśmy kolejny pięć punktów wygrywając cały mecz 15-10. Zabiegaliśmy ich! Przeciwnicy pod wpływem zmęczenia upuszczali łatwe dyski, decydowali się na nie przemyślane rzuty, nie dobiegali do podań. My wręcz przeciwnie. Każdy kolejny punkt jeszcze bardziej nas nakręcał. Strasznie chcieliśmy wygrać. Szczególnie na naszym boisku w Sosnowcu, na oczach przyjaciół, rodzin i władz miasta Sosnowca! Udało się! Radość była ogromna i szczera! Brąz Mistrzostw Polski! Każdy z naszej „szesnastki” miał jakiś wkład w ten sukces, jeden mniejszy, drugi większy ale każdemu należą się słowa uznania. Krzyki z linii, podtrzymywanie na duchu w trudnych momentach były podczas tego weekendu tak samo ważne jak asysty i punkty!

Mistrzem Polski zostali Furious Goats z Poznania! Gratulacje. Nagrodę Spirit of the game otrzymali Grandmaster Flash! Gratulacje. Turniej ten przeszedł do historii jako największy w dziejach polskiego ultimate. 16 drużyn i blisko 300 zawodników to bardzo dobry znak na przyszłość. Rozwój naszej dyscypliny jest tak szybki, że chyba nie wszyscy się tego spodziewaliśmy!

Dla nas, dla zawodników Spirit on Lemon, był to turniej podczas którego dużo się nauczyliśmy. Zarówno na boisku z dyskiem w ręku jak i poza nim kształtując nasz Team Spirit. Na pewno wielu spośród nas często będzie myślami wracać do tych dwóch wrześniowych dni! Ja na pewno! Spirit on Lemon!

T.







1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Handmade jewelry may also have a very touch of glamor
which enable it to be worn to special occasions.
The type of material used originate from simple beads, crystals, copper and even textile and plastic to more precious materials just like silver, gold and in
some cases diamonds. If you prefer a fantastic bit
of jewelry, then artisan handmade jewelry perhaps there is to
rescue you the mediocrity of replication.

my blog post - ,jewellery discount store